Zadłużone szpitale potrzebują kredytowania. Czy dla banków są wiarygodnym partnerem?
Czy sektor ochrony zdrowia jest jeszcze atrakcyjny dla banków? Czy podmioty lecznicze są wciąż wiarygodnym kredytobiorcą? Czy banki zaostrzą wobec nich politykę kredytową? W sytuacji dramatycznego zadłużenia szpitali takie pytania padają coraz częściej.
Uniwersyteckie Centrum Kliniczne w Gdańsku 20 miesięcy przed terminem spłaciło 110 mln zł kredytu zaciągniętego na restrukturyzację w Agencji Rozwoju Przemysłu SA. Zorganizowano nawet konferencję prasową, żeby się tym pochwalić. Było czym. Rzadko się zdarza, żeby jakiś szpital przed czasem uregulował należności.
Dyrektor naczelny UCK Jakub Kraszewski mógł powiedzieć, że szpital jest jednym z nielicznych szpitali klinicznych, który ma tak duże przychody – prawie 700 milionów zł – i utrzymuje dodatni wynik finansowy. Dodał, że jest to możliwe, ponieważ ARP „uwierzyła w program restrukturyzacji szpitala, sfinansowała zobowiązania przeterminowane”, dzięki czemu UCK mógł „odciąć się od potwornych kosztów” spowodowanych zadłużeniami płatniczymi.
To, co opowiadał dziennikarzom dyr. Kraszewski, to duży skrót myślowy. Prawda jest taka, że ARP na wiarę niczego nie przyjmuje, szczególne, gdy w grę wchodzą duże pieniądze.
W przygotowanie projektu restrukturyzacyjnego UCK zaangażowała się znana firma audytorsko-doradcza PwC. Następnie projekt był analizowany przez ekspertów Agencji Rozwoju Przemysłu. ARP potraktowała szpital bez taryfy ulgowej i zażądała zabezpieczenie w postaci budynków, weksla i kontraktu z NFZ. – Bardzo wysokie wymagania, trudne do przejścia – przyznała w rozmowie z nami Hanna Mleczek, główna księgowa UCK w Gdańsku.
Bez taryfy ulgowej
– Jako szpital kliniczny zaliczani jesteśmy do jednostek sektora finansów publicznych. Nie możemy więc zasilać się kredytami z banków komercyjnych. Gdybym chciała rozpocząć jakieś negocjacje w sprawie kredytu z komercyjnym bankiem, to grozi mi odpowiedzialność z ustawy o dyscyplinie finansów publicznych – wyjaśniła.
– Poza tym takie szpitale jak nasz mają narzucony przez ustawę o finansach publicznych wymóg, że rachunki mogą mieć tylko w Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK). Dodatkową barierę wprowadza ustawa o działalności leczniczej, która uzależnia wystąpienie o kredyt od zgody rady społecznej szpitala. Dopiero po jej uzyskaniu można podjąć rozmowy z BGK o uruchomieniu kredytu w rachunku bieżącym – tłumaczyła Hanna Mleczek.
W jej ocenie w przypadku szpitali zaliczanych do jednostek sektora finansów publicznych relacje z bankami nie mają wiele wspólnego z gospodarką rynkową.
Jednym ze źródeł finansowania szpitali klinicznych, szczególnie tych, które przechodzą proces restrukturyzacji, jest kredyt bankowy. Pożyczkę można zaciągnąć w ARP i BGK.
– BGK współpracuje z ok. 200 podmiotami – mówił Marcin Michalski, dyrektor Departamentu Klientów Strategicznych Banku Gospodarstwa Krajowego podczas sesji, która odbyła się w 23 października 2017 r. w ramach XIII Forum Rynku Zdrowia. Zaznaczył, że BGK skupia się na programach restrukturyzacyjnych. Powiedział też, że szpitale potrzebują pieniędzy na: działalność bieżącą – tych jest najwięcej, kredyty inwestycyjne i kredyty na restrukturyzację.
Spośród różnych kategorii podmiotów leczniczych największe długi generują uniwersyteckie szpitale kliniczne i instytuty medyczne. Są one stałymi klientami wspomnianych instytucji finansowych. – Jeśli będziemy zaciągać kredyt, to w ARP na wyposażenie następnego budynku, który budujemy – zapowiedziała główna księgowa UCK w Gdańsku.
Wyjątek potwierdza regułę
Przyczyny, dla których szpitale kliniczne popadają w długi od lat są te same: 1. leczy się w nich najtrudniejsze przypadki z zastosowaniem wyjątkowo kosztownych procedur, lecz nie są one należycie wycenione; 2. jednostki te są bazą naukowo-dydaktyczną dla uczelni medycznych; trzeba ją utrzymywać i rozwijać, a nie jest to przecież dochodowa działalność.
– Część osób skazuje takie szpitale z założenia, mówiąc – tak się nie da funkcjonować, szpitale kliniczne co do zasady muszą być zadłużone. No właśnie nie muszą, właśnie mogą generować zyski – polemizował z tym poglądem wiceminister zdrowia Sławomir Gadomski na konferencji prasowej w UCK.
Jednakże jego udział w spotkaniu nt. przedterminowej spłaty zadłużenia wskazuje na wyjątkowość tej sytuacji. Zadłużenie jednostek sektora zdrowia jest olbrzymie (MZ ciągle nie publikuje aktualnych danych na ten temat, ostatnie pochodzą z 20 marca tego roku) i banki dobrze o tym wiedzą. Podnoszą więc poprzeczkę w zabezpieczeniu udzielonych kredytów.
Zdaniem Marcina Murawskiego, wiceprezesa zarządu Szpitala Praskiego w Warszawie, wcześniej wiceprezesa Banku Gospodarstwa Krajowego, samorządy nie dopuszczają do nadmiernego zadłużenia swoich szpitali. Rośnie natomiast zadłużenie szpitali, których organem założycielskim są instytucje centralne.
– Gotowość banków do finansowania szpitali nie jest teraz wielka. Niechętnie je finansują, a jeśli już się zdecydują na udzielenie kredytu, to wymagają, żeby jego spłata nie była oparta o majątek szpitala, np. w postaci budynku czy wyposażenia. Bank nie chce być właścicielem szpitala czy sprzętu medycznego, bo po co mu ten kłopot – wyjaśnił Marcin Murawski.
– Natomiast uwzględnione w wieloletnich planach dofinansowanie szpitala przez organ założycielski czy zabezpieczenie w oparciu o kontrakt z NFZ są lepszą gwarancją terminowej spłaty – dodał.
Drugi element powstrzymujący banki przed zaangażowaniem się w kredytowanie szpitali to, jego zdaniem, polskie prawo bankowe, które mówi, że to kredytobiorca musi posiadać zdolność do samodzielnej obsługi i zabezpieczenia zadłużenia.
Zaufanie bardzo ograniczone
Przykładam ostrożności banków wobec sektora zdrowia jest długa lista warunków postawionych rzeszowskiemu szpitalowi. BGK zaoferował mu zrefinansowanie zadłużenia poprzez kredyt na 25 lat z czteroletnią karencją spłaty kapitału.
Marcin Murawski wymienił następujące zabezpieczenia tego kredytu: weksel własny in blanco z deklaracją wekslową, poręczenie przez województwo podkarpackie kredytu wraz z odsetkami, upoważnienie na rachunku w BGK, który ma być rachunkiem podstawowym szpitala, przez który przeprowadzane będą wszelkie jego obroty, cesja praw ze wszystkich umów zawartych z NFZ na dany okres rozliczeniowy w całym okresie kredytowania.
Podkreślił, że bardzo ważny jest brak zastrzeżenia o przejęciu zadłużenia przez samorząd w przypadku, gdyby szpital nie był w stanie obsługiwać udzielonego kredytu. Oznacza to, że jeśli odsetki albo kapitał nie zostaną spłacone, kredyt stanie się natychmiast wymagalny.
Innym przykładem jest SP ZOZ w Proszowicach, który w grudniu zeszłego roku dostał z BGK 10 mln zł kredytu pod hipotekę placówki. Bank uznał, że w obecnej sytuacji udzielenie kredytu, którego gwarancją byłoby wyłącznie poręczenie ze strony organu założycielskiego oznacza zbyt duże ryzyko.
Dlatego ustalono, że zabezpieczeniem będzie także hipoteka na działce, na której stoi budynek bloku zakaźnego. Warunków stawianych przez bank było zresztą znacznie więcej. Szpital przystał na wszystkie. Potrzebował pieniędzy na inwestycje związane z planowaną modernizacją oddziałów (7 mln zł), a także na uregulowanie najpilniejszych zobowiązań wymagalnych (3 mln).
– Bieżąca sytuacja finansowa jednostek ochrony zdrowia zmniejsza gotowość sektora bankowego do kredytowania szpitali – ocenił Marcin Murawski.
– Banki wiedzą, że ich zadłużenie jest spowodowane niskim finansowaniem przez NFZ – tłumaczył. – Mówią tak: możemy was finansować, widzimy, że istnieje możliwość obsługi kredytu, ale ze względu na obecną sytuację jesteście kompletnie niewiarygodnym partnerem. Wiarygodność bezpośrednia wynosi zero – jak mawiają bankowcy. W związku z tym potrzebne jest zabezpieczenie ze strony właściciela, gdyż samodzielnie, jako szpital, nie jesteście dla nas partnerem kredytowym – powiedział, ukazując sposób podejścia bankowców do zagadnienia kredytowania szpitali.
źródło: rynekzdrowia.pl
foto: Fotolia