Maski ochronne znikają z naszych twarzy. To oznacza, że mogą wrócić zaostrzenia
Ludzie bez masek jedzący na ulicy, opalający się, spacerujący – oglądając relacje telewizyjne z drugiego weekendu maja, można było odnieść wrażenie, że to zdjęcia archiwalne, a nie z czasu epidemii. Część osób, które masek nie nosi wskazuje na dolegliwości, które uniemożliwiają im zasłanianie nosa i ust, inni nie noszą bez tłumaczenia się. Rząd ostrzega: obserwujemy to, zaostrzenia mogą wrócić!
Obserwacja życia codziennego w miastach daje jeszcze ciekawsze rezultaty. Maska czy inna zasłona nosa i ust – prawidłowo noszona – owszem występuje, ale można też zobaczyć maseczki noszone na jednym uchu, opuszczone na brodę, pod nos, naciągnięte na czoło. Maski opuszczone na czas palenia papierosa, jedzenia i picia na ulicy, rozmowy telefonicznej. Im cieplej, im dalej od sklepów czy komunikacji miejskiej – tym mniej przesłon na twarzach.
Gdy w połowie kwietnia minister zdrowia Łukasz Szumowski powiedział, że zasłanianiem twarzy będziemy mierzyć się ”co najmniej przez najbliższy rok, półtora, jeśli nie dwa lata” – chętnie wypominano mu, że sam mówił, że maseczki nie pomagają. Co prawda słowa te szef resortu zdrowia wypowiedział 26 lutego, gdy w Polsce nie było nawet pacjenta „zero”, ale wystarczyło, by okryć maseczki złą sławą.
Wielu ekspertów krytykowało też wprowadzenie możliwości zakrywania ust i nosa przy pomocy odzieży lub jej części, ale generalnie na tym etapie epidemii koronawirusa w Polsce, nie kwestionuje się tego działania.
Wszystko jest w rozporządzeniu
Bożena Janicka, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia przypomina, że obowiązek zasłaniania ust i nosa w określonych sytuacjach wprowadziło Rozporządzenie Rady Ministrów z 15 kwietnia 2020 r. – Jednocześnie rozporządzenie zwolniło z tego obowiązku niektóre osoby, zostały w nim wymienione – wskazuje Rynkowi Zdrowia Bożena Janicka.
Oprócz dzieci do ukończenia 4. roku życia są to m.in. osoby, która nie mogą ”zakrywać ust lub nosa z powodu stanu zdrowia, całościowych zaburzeń rozwoju, niepełnosprawności intelektualnej w stopniu umiarkowanym albo głębokim lub niesamodzielności”.
– To, że ktoś posiada jakieś dolegliwości nie powoduje, że osoba ta zostanie zaliczona do jakiejkolwiek grupy osób zwolnionych z zasłaniania ust. Rozporządzenie nie bierze pod uwagę takiego kryterium – podstawowym kryterium jest miejsce przebywania takiej osoby – uważa prezes PPOZ.
Jak udowodnić, że zaliczamy się do grup zwolnionych z zasłaniania nosa i ust. – Wiek dziecka – dokumentem z datą jego urodzenia, o stopniu niepełnosprawności orzekają Powiatowe Zespoły Orzekające o Stopniu Niepełnosprawności. Natomiast nie jest wymagane – to wyraźnie zapisano w rozporządzeniu – posiadanie jakiegokolwiek orzeczenia lub zaświadczenia o przeciwwskazaniach do noszenia maski – podkreśla Bożena Janicka.
Podkreśla, że zasłanianie ust i nosa chroni w określonym zakresie przed zakażeniem koronawirusem – ochrona zależy od wielu czynników m.in. od rodzaju maski. Nie zostało to literalnie opisane przez ekspertów, natomiast są liczne analizy i obserwacje, że zasłanianie ust i nosa zmniejsza ryzyko transmisji wirusa.
– Warto zatem pokonać pewne uciążliwości i dyskomfort związany noszenia maski, np. zaparowywanie okularów, aby choć w minimalnym stopniu zmniejszyć ryzyko ciężkiej choroby. Maseczka nie jest dla przyjemności, wygody czy urody. Jest dla zdrowia i wspólnego bezpieczeństwa – podkreśla szefowa PPOZ.
Jest trudniej, ale korzyść przeważa
W tym samym tonie wypowiada się dr Piotr Dąbrowiecki, specjalista alergologii i chorób wewnętrznych z Wojskowego Instytutu Medycznego, przewodniczący Polskiej Federacji Stowarzyszeń Chorych na Astmę, Alergię i POChP. Wskazuje, że rozporządzenie nakładające obowiązek zasłaniania nosa i ust w miejscach publicznych nie zwalnia z niego automatycznie grupy pacjentów z przewlekłymi chorobami dróg oddechowych.
– Wszystkie osoby, które przemieszczają się poza domem, w przestrzeni publicznej powinny mieć zakryte nos i usta. Są natomiast grupy pacjentów, dla których może to stanowić utrudnienie, co nie znaczy, że nie powinni tego robić – mówi Rynkowi Zdrowia dr Dąbrowiecki.
Są to np. pacjenci z objawową astmą, czyli takie, które mają astmę, ale oprócz tego mają nasiloną duszność, trudno im się oddycha.
– Takie osoby nie powinny zakładać maski, ale i nie powinny również wychodzić z domu, tylko zająć się terapią zaostrzenia choroby. W astmie nie ma ciągłych objawów. Jeśli chory ma duszność i założenie maski mogłoby być dla niego uciążliwe, to powinien zostać w domu, wziąć leki i usunąć tę duszność. Dopiero kiedy objawy choroby mijają i ma potrzebę wyjścia z domu np. do lekarza, apteki – powinien założyć maskę i może wyjść – tłumaczy alergolog.
Druga grupa pacjentów, która ma duszność to osoby z przewlekłą obturacyjną chorobą płuc (POChP). Pacjenci ci w spoczynku najczęściej nie odczuwają duszności.
– Jeśli chory odczuwa duszność w spoczynku – na pewno nie powinien wychodzić, bo po kilkunastu krokach duszność się jeszcze nasili. Większość chorych z POChP ma jednak problem z dusznością podczas chodzenia. Dla tej grupy pacjentów maska może stanowić problem. Szczególnie z ciężkim POChP, gdzie pojemność płuc jest zdecydowanie zmniejszona. Jeśli taki pacjent pilnie potrzebuje się przemieścić, nie musi tej maski używać, ale może używać jakiekolwiek zakrycia nosa i ust. Nawet jedna warstwa spowoduje, że aerozol osiądzie na niej i zmniejszy zasięg zakażania, jeśli jest to osoba chora – zaznacza dr Dąbrowiecki.
Dodaje, naprawdę zostaje niewielka grupa osób, która może się przemieszczać nie zakrywając nosa i ust, tłumacząc się, że nie noszę maseczki, bo mam POChP, astmę czy alergię.
– Uważam, że osobom z alergią wziewną maski ochronne mogą wręcz nieść ulgę. Bez maski alergik wciąga pyłki brzozy, traw prosto do nosa. Jeśli ma prawidłowo założoną maskę, te pyłki zostaną na niej – to dla niego lepiej, a nie gorzej – podkreśla specjalista alergolog.
Potrzebne będą nowe zalecenia?
Dr Michał Sutkowski, specjalista medycyny rodzinnej i chorób wewnętrznych, rzecznik prasowy Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce (KLRwP), wskazuje, że ustawodawca wyłączył z obowiązku pewną grupę osób, które nie mogą zakrywać ust lub nosa z powodu stanu zdrowia, ale nie należą do niej automatycznie seniorzy, osoby sędziwe – jak wskazują niektórzy.
– Każdy z nas powinien sobie odpowiedzieć na pytanie, co jest dla mnie korzystniejsze: podjąć pewien wysiłek i chodzić w masce czy zrezygnować z zasłaniania ust i nosa pomimo tego, że jestem w grupie ryzyka – mówi Rynkowi Zdrowia dr Sutkowski. – Zalecam pacjentom, żeby w razie wątpliwości pytali o to swojego lekarza rodzinnego, który dobrze zna historię ich chorób.
Specjalista przypuszcza, że im dalej od wejścia w życie rozporządzenia, im więcej ”odmrażania” gospodarki, im wyższe będą temperatury powietrza – tym w sposób naturalny dyscyplina zasłaniania nosa i ust będzie się luzować.
– Gdy temperatury zaczną oscylować wokół 25-30 stopni, a nadal będzie istnieć konieczność noszenia maseczek, być może potrzebne będą nowe wskazania, dookreślenie w jakich sytuacjach konieczne jest ich noszenie. Należy jednak pamiętać, że jeśli ktoś chce być w przestrzeni publicznej, w dużym skupisku ludzkim – niezależnie od temperatur w obecnej sytuacji epidemiologicznej będzie musiał maseczkę stosować – wskazuje.
Zaznacza przy tym, że maseczka nie jest najważniejszym elementem minimalizowania ryzyka zakażenia koronawirusem.
– Najważniejsze są: nie gromadzenie się, dystansowanie się na odległość co najmniej 2 metrów oraz mycie rąk. Maseczkę postawiłbym na czwartym miejscu tych najważniejszych zaleceń, a że prawidłowe korzystanie z niej jest najtrudniejsze, być może w pewnym okresie zastąpi ją przyłbica – podsumowuje dr Sutkowski.
źródło: rynekzdrowia.pl