Globalny ład zagrożony. Najbliższe miesiące kluczowe dla Zachodu
Przybywa państw neutralnych i przychylnych Rosji. – Z naszego punktu widzenia wojna w Ukrainie jest agresją imperialną jednego państwa na drugie. W Polsce czujemy tego bezpośrednie skutki. Państwa globalnego Południa uważają ten konflikt za nie swoją wojnę – mówi Interii analityk Krzysztof Marcin Zalewski. Kraje takie jak Brazylia, Indie czy Katar zwietrzyły swoją szansę na odgrywanie znacznie istotniejszej roli w tworzącej się nowej globalnej układance.Jak napisał niedawno brytyjski „The Economist”, od początku inwazji na Ukrainę na Zachodzie można odnieść wrażenie, że starcie z Rosją jest postrzegane jako kontynuacja zimnej wojny.
Wojna w Ukrainie. Zimna wojna 2.0?
Wrażenie to wzmacnia stosunek administracji Joe Bidena, który przedstawia wojnę w Ukrainie jako rywalizację wspomagających Kijów sojuszników zjednoczonych przeciwko Władimirowi Putinowi. I chociaż Europa Zachodnia i NATO wspierają mniej lub bardziej solidarnie Ukrainę, obraz ten jest zdecydowanie bardziej złożony, a wiele państw globalnego Południa – w Afryce, Azji oraz Ameryce Południowej – nie widzi powodu dla zerwania relacji z Rosją.
– Z naszego punktu widzenia wojna w Ukrainie jest agresją imperialną jednego państwa na drugie. W Polsce czujemy tego bezpośrednie skutki. Państwa globalnego Południa uważają ten konflikt za nie swoją wojnę. Nie widzą cierpienia ludzi, dramatu uchodźców – podkreśla w rozmowie z Interią Krzysztof Marcin Zalewski, analityk ds. Indii i energetyki, członek Zarządu Fundacji Instytut Studiów Azjatyckich i Globalnych im. Michała Boyma.
Kraje te mają za to do czynienia ze skutkami konfliktu: wzrostem cen, inflacją, niestabilnością instytucji międzynarodowych.- Dlatego apelują o jak najszybsze zakończenie wojny. Sposób osiągnięcia tego celu schodzi na dalszy plan. Zależy im na pokoju oraz powrocie do bezproblemowej wymiany handlowej. W niej upatrują na ogół szansy na zaspokojenie podstawowych potrzeb biednych społeczeństw czy rozwój – dodaje Krzysztof Marcin Zalewski.
Tymczasem Waszyngton oraz państwa grupy G7 potrzebują wsparcia państw rozwijających się, aby chronić obecny ład międzynarodowy przed próbami podważenia go przez Rosję oraz Chiny.
Ale przekonanie do współpracy krajów globalnego Południa nie będzie łatwe. Powodem są zaszłości historyczne – niechęć do Zachodu – oraz skomplikowana gra interesów.
Wojna w Ukrainie. Przybywa państw neutralnych i przychylnych Rosji
Po roku wojny koalicja państw, które współpracują w sprawie sankcji wobec Rosji oraz wspierają wojskowo i gospodarczo Ukrainę, reprezentuje ok. 36 proc. światowej populacji – wynika z marcowej analizy Economist Intelligence Unit (EIU). Blok kierowany przez USA i Unię Europejską reprezentuje około 68 proc. światowego PKB.
W ciągu roku liczba państw, które potępiły Rosję, zmniejszyła się ze 131 do 122. EIU w analizie wziął pod uwagę m.in. głosowania na forum ONZ, ale i krajową politykę poszczególnych rządów czy powiązania gospodarcze. W rok zwiększyła się liczba państw neutralnych. Według EIU jest ich 35 wobec 32 – reprezentują około 31 proc. światowej populacji. Wśród nich są np. Turcja oraz Katar. Rządy tych krajów, jak czytamy, „usiłują czerpać korzyści gospodarcze z zaangażowania w relacje z obiema stronami konfliktu”.
Według EUI znacząca zmiana nastąpiła wśród państw skłaniających się ku Rosji. Ich liczba wzrosła od ubiegłego roku z 29 do 35, a najbardziej istotnym graczem w tej kategorii pozostają Chiny. W grupie obejmującej około 33 proc. ludności świta jest wiele państw afrykańskich, w tym m.in. RPA, co tylko podkreśla wpływy Rosji na tym kontynencie.
Dlaczego tak się dzieje?
– Rosja jest ważnym partnerem handlowym dla reszty świata, a jej udział w wartości handlu międzynarodowego nie do końca oddają to znaczenie. A przecież produkty eksportowane przez Rosję – zboża i nawozy, surowce energetyczne – są u podstaw łańcuchów produkcji wielu dziedzin, w tym produkcji żywności. Podobnie jest w kwestii uzbrojenia – podkreśla analityk z Instytutu Boyma.
– Nie można zapominać o resentymentach wobec Zachodu. Pokutuje wizerunek kolonizatora, który wyzyskiwał miejscową ludność. Niewiele jest w tym wiary w motywacje Zachodu, który rzekomo zapewnia obronę demokracji czy praw człowieka. Rosja i Chiny skutecznie wzmacniają negatywny obraz Zachodu – dodaje.
Perspektywa globalnego Południa
W ten sposób na nowo dyskutuje się powrót Ruchu Państw Niezaangażowanych – krajów, które w czasie zimnej wojny utworzyły własną ponadnarodową platformę, zamiast wspierać jednoznacznie USA czy ZSRR. Jednak globalne Południe nie jest jednolitą grupą i na pierwszy rzut oka kraje takie jak Brazylia, Indie czy państwa Afryki niewiele łączy.
Chiny, które od niedawna aspirują do roli globalnego supermocarstwa, próbują wchodzić w miejsca opuszczane przez Zachód.
Indie pilnują równowagi na kontynencie azjatyckim, dlatego są otwarte na współpracę z Rosją przeciwko wrogim im Chinom, a zmiany w światowej geopolityce i relatywne słabnięcie Zachodu są wykorzystywane przez kraje arabskie, jak Arabia Saudyjska czy Katar do wzmacniania asertywności.Kraje te mają zbyt mało wspólnego, aby być tak spójne jak Zachód czy nawet chińsko-rosyjski sojusz. Ponadto nadal polegają na dostawach z Zachodu, Chin i Rosji w zakresie technologii, od półprzewodników po broń czy produktów żywnościowych.
Rola globalnego Południa rośnie
Jednak pomimo różnorodności pod względem rozwoju oraz posiadanego potencjału błędem jest niedocenianie roli państw rozwijających się.
„The Economist” zwraca uwagę na grupę krajów określanych jako „transakcyjne”, czyli takich, które nie nałożyły sankcji na Rosję lub zachowały neutralność w rywalizacji USA z Chinami. To grupa 25 zróżnicowanych pod względem bogactwa i systemów politycznych krajów „niezaangażowanych”, m.in. „największych demokracji”: Indii oraz Indonezji a także Wietnamu i Egiptu. W tym gronie jest Arabia Saudyjska, gdzie PKB per capita wynosi 27 tys. dolarów oraz Pakistan, gdzie wynosi ono 1,6 tys. dolara.Razem stanowią 45 proc. ludności świata, a ich udział w globalnym PKB wzrósł z 11 proc., gdy upadł mur berliński, do 18 proc. obecnie, czyli więcej niż UE. Podejście rządów tych państw można określić jako bezwzględnie pragmatyczne. Stały się one zagorzałymi obrońcami globalizacji w jej gospodarczym wydaniu. I chcą handlować z obiema stronami geopolitycznego sporu.
Pragmatyzm oznacza również ograniczone zaufanie do instytucji porządku kierowanego przez Amerykanów po 1945 r., takich jak ONZ czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy, które postrzegają jako znajdujące się w stanie paraliżu i rozkładu. A zachodnie apele o obronę liberalnego porządku czy praw człowieka są często postrzegane jako egoistyczne i pełne hipokryzji.
W tym kontekście wspomina się o inwazji na Irak jako pogwałceniu prawa międzynarodowego. Wiele państw widzi ocenia działania Zachodu – m.in. zmierzające do zmiany władz w Afganistanie i Libii – jako powodujące destrukcyjne skutki uboczne.
W rezultacie Katar z jednej strony wspiera integralność Ukrainy, a z drugiej zacieśnia współpracę biznesową z Rosją. Arabia Saudyjska korzysta z wojny w Europie jak nikt inny, poprzez ograniczanie wydobycia ropy i windowanie cen – co pośrednio działa na korzyść Rosji i zapewnia jej większe wpływy z eksportu – a jednocześnie zadeklarowała przekazanie władzom w Kijowie kilkuset mln dolarów pomocy. Przykłady można mnożyć.
Stare kontra nowe
Z opublikowanego w br. badania zrealizowanego przez Europejską Radę Spraw Zagranicznych wynika, że mieszkańcy Zachodu w zdecydowanej większości sympatyzują z zaatakowaną Ukrainą i chcą jej udzielić wsparcia. Jednak obywatele reszty świata nie podzielają tego nastawienia.
W Chinach, Turcji i Indiach większość respondentów preferuje szybkie zakończenie wojny, nawet jeśli oznaczałoby to oddanie przez Ukrainę części terytorium Rosji. Trzy czwarte respondentów w Chinach (76 proc.), Indiach (77 proc.) i Turcji (73 proc.) postrzega obecnie Rosję jako silniejszą lub równie silną jak rok temu.
Wyraźny podział widać na przykładzie tego, jak obywatele postrzegają sytuację na świecie i przyszły ład globalny. Z sondażu wynika, że na Zachodzie dziedzictwo zimnej wojny nadal jest żywe i kształtuje opinię publiczną. Istnieje silne przekonanie, że wchodzimy w świat dwubiegunowy, na którego czele stoją USA i Chiny.
Wśród mieszkańców wschodzących potęg, jak Indie i Turcja, pogląd ten nie jest powszechny. W tych dwóch przypadkach respondenci widzą swój kraj jako rosnącego gracza na scenie międzynarodowej i z kolei przewidują rozwój porządku światowego, który będzie rozdzielony pomiędzy liczne ośrodki władzy.
W takim scenariuszu Zachód byłby tylko jednym z wielu takich ośrodków i nie byłby ani wyznacznikiem standardów globalnego porządku, ani liderem globalnej demokracji.- Szef MSZ Indii, Subrahmanyam Jaishankar, powiedział w 2022 r., że Europa musi porzucić myślenie, że problemy Europy są problemami świata, ale problemy świata nie są problemami Europy. Wydaje mi się, że to stwierdzenie celnie oddaje postrzeganie przez państwa globalnego Południa podejścia państw Starego Kontynentu wobec reszty świata – zwraca uwagę Krzysztof Marcin Zalewski.
Czy Zachód mógłby zrobić lepiej?
– Należy zrozumieć motywacje stojące za niezachodnimi reakcjami na wojnę w Ukrainie. Wtedy możliwe stanie się, choćby częściowe, zastąpienie Rosji przez UE w roli partnera dla państw globalnego Południa. W ten sposób może udać się zmniejszyć atrakcyjność władz w Moskwie – podkreśla Krzysztof Marcin Zalewski.
– Należy postarać się o stworzenie mechanizmów uniezależnienia poszczególnych państw od Rosji czy Chin na niwie politycznej czy gospodarczej. Można to zrobić np. poprzez utworzenie alternatyw w zakresie dostaw wojskowych, surowców energetycznych czy zbóż i żywności. I nie jest to zadanie dla jednego kraju, ale całej koalicji – wylicza ekspert.
– Zwróćmy uwagę na liczby. To UE jest największym dawcą pomocy humanitarnej na świecie. To jednak Rosja i Chiny zbudowały sobie pozycję „obrońców” interesów państw Afryki, Azji czy Ameryki Łacińskiej. Gesty Moskwy czy Pekinu są bardziej zauważalne wśród miejscowych elit – podkreśla analityk.
Brazylia i „plany pokojowe” w sprawie Ukrainy
W kwietniu głośno było o propozycji prezydenta Brazylii Luiza Inacio Luli da Silvy w sprawie utworzenia „grupy krajów niezaangażowanych w wojnę rosyjsko-ukraińską” w celu podjęcia negocjacji pokojowych. Polityk podkreślił, że omawiał tę sprawę z chińskim odpowiednikiem Xi Jinpingiem.
To nie pierwsza próba „pokojowa” państw globalnego Południa. Wcześniej mediacji między Ukrainą a Rosją próbowały już m.in. Chiny, które zaprezentowały w lutym swój „plan pokojowy”, Indie czy Indonezja.
O tym, że postawa państw globalnego Południa może w jakikolwiek sposób przyczynić się do zakończenia wojny w Europie nie jest przekonany Krzysztof Marcin Zalewski.
– Poza apelami o pokój mają niewiele do zrobienia. Na Zachodzie istnieje NATO, USA mają sojuszników w Europie i Azji oraz wiele instytucji międzynarodowych, poprzez które mogą realizować np. politykę sankcji wobec Rosji – wskazuje.
– Kraje globalnego Południa nie mają centrum politycznego, wspólnych interesów ani narzędzi do takich działań. To znacznie ogranicza ich pole manewru – dodaje.
Nie można jednak pominąć kontekstu tych działań. Lula da Silva chce, żeby Brazylia była zaangażowana w rozwiązywanie konfliktów i sporów na świecie. Mają one przyczynić się do podniesienia rangi jego kraju jako mediatora. Podobnie było w przypadku lutowej inicjatywy Pekinu, który inwestuje w budowę wizerunku państwa zaangażowanego w rozwiązywanie międzynarodowych sporów – inaczej niż „podżegające” do wojny USA. Ma to pozwolić na przekonanie do współpracy państw dotąd mu niechętnych lub będących w orbicie Waszyngtonu.
W ponad rok po inwazji Rosji na Ukrainę trwa fundamentalna przebudowa międzynarodowego ładu. Zachód nadal ma wiele do zaoferowania, ale skuteczna obrona ładu międzynarodowego będzie od niego wymagała elastyczności.
źródło: interia.pl