Zamieszanie na listach. „Wszystko, by wygrać”
Donald Tusk postawił na swoją sprawdzoną taktykę – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wciągnięcie AgroUnii i Michała Kołodziejczaka na listy wyborcze ma jeden cel: wygrać za wszelką cenę – ocenia. Eksperci mówią o „jednorazowej spółce”. Mateusz Ratajczak
AgroUniia i Michał Kołodziejczak wystartują razem z Koalicją Obywatelską – wspólnie w środę rano ogłosił to Donald Tusk i wspomniany lider rolniczego ugrupowania. – W tej batalii nie zmarnujemy ani jednego głosu – podkreślił Tusk.
– Najpewniej stoi za tym połączeniem jeden motyw i jeden pomysł, czyli wszystkie ręce na pokład. Donald Tusk uznał, że skoro Szymon Hołownia odrzucił AgroUnię na listach, że skoro Władysław Kosiniak-Kamysz nie zrealizował tego pomysłu, to on chętnie sięgnie po dodatkowe głosy. I stąd taki krok. Wszystko, by wygrać i zdobyć jak najwięcej mandatów – tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Jarosław Flis, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
– Nie będzie to rewolucja na polskiej scenie politycznej – zaznacza prof. Flis i tłumaczy, że takie zagrywki ze strony przewodniczącego Tuska nie są niczym nowym.- To znana strategia Platformy Obywatelskiej i Donalda Tuska, by podłączać do siebie podmioty, które samodzielnie nie miałyby szans na imponujący wynik, ale pozwalają dotrzeć do nowego wyborcy, pozwalają zdobywać głosy w niszowych środowiskach. I tak właśnie wygląda sytuacja z AgroUnią. Donald Tusk w ten sposób chce się otwierać na głosy rolnicze, na osoby ze wsi, które są rządami Zjednoczonej Prawicy po prostu zmęczone i zniechęcone – mówi naukowiec.
Ekspert zwraca uwagę, że bardzo często małe partie, które „zapowiadają wywrócenie stolika i przejęcie władzy” kończą jako dodatek do już istniejących ugrupowań”. A warto dodać, że Michał Kołodziejczak wielokrotnie wskazywał, że ani rządy PO-PSL, ani rządy PiS nie dały polskiej wsi niczego sensownego – ani rozwoju, ani dodatkowych unijnych środków, ani nie rozwiązały szeregu kluczowych problemów.- Taką historię – o wywracaniu stolika – się dobrze opowiada na konferencjach prasowych i w medialnych wystąpieniach. Można opowiadać, że jest się przeciwko wszystkim, że jest się nową jakością i świeżością, ale ostatecznie polityka to gra zespołowa. I trzeba to zrozumieć szybko, bo można zostać z niczym. Gdy skupia się uwagę mediów, to wydaje się, że jest się królem świata i naprawdę władza jest na wyciągniecie ręki. Tylko polityka to nie krótka informacja, szybki medialny spektakl, kilka kłótni pod ministerstwami, a skomplikowana układanka wpływów. I wielu mniejszych graczy koniec końców gra tylko na to, by któryś z istotnych i zakorzenionych już liderów uznał, że trzeba ich wziąć na pokład – dodajeCzy z kolei dla wyborców Koalicji Obywatelskiej problemem będzie obecność Kołodziejczaka na listach? Prof. Flis jest przekonany, że część wiernych wyborców „wszystko wybaczy”. – Dopiero podczas wyborów przekonamy się, czy Donald Tusk znalazł sposób na wygraną, czy zniechęcił do siebie część wyborców. Czasami takie transfery i połączenia były sporymi sukcesami, jak np. w przypadku Radosława Sikorskiego, który nie tylko zrobił bardzo dobry wynik w okręgu bydgoskim, gdy przeszedł z rządu PiS na listy PO, ale po prostu powiększył stan posiadania. Czasami takie ruchy, jak np. Janina Ochojska, czyli kandydatura do wyborów do Parlamentu Europejskiego, nie przynoszą spodziewanych rezultatów i są problemem wizerunkowym dla partii – tłumaczy.Przypomnijmy: Radosław Sikorski jeszcze w lutym 2007 roku był ministrem obrony narodowej, najpierw w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza, później w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Kilka miesięcy później – we wrześniu 2007 roku ogłosił start z list Platformy Obywatelskiej i zdobył 117 tys. głosów.Janina Ochojska na listach Koalicji Obywatelskiej pojawiła się w 2019 roku i dostała się do Parlamentu Europejskiego. Jej wypowiedzi – dotyczące kryzysu na granicy z Białorusią – spotkały się z krytyką nawet własnego środowiska.
– Którą opcją będzie Michał Kołodziejczak? Donald Tusk nieco ryzykuje, ale chce wygrać i rządzić – mówi prof. Jarosław Flis.
– Takie połączenie to spółka z ograniczonym zaufaniem i to spółka jednorazowa, na wybory – mówi Wirtualnej Polsce prof. Sławomir Sowiński z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
– Ze strony AgroUnii to nieco desperacki krok, bo przecież to ugrupowanie, które walczy o elektorat wiejski, a przecież tam Donald Tusk ma szalenie negatywny wizerunek. To krok desperacki, ale innego ruchu nie ma, bo tylko tak ma szanse, że jej lider znajdzie się w Sejmie przyszłej kadencji – dodaje prof. Sowiński.Jego zdaniem Koalicja Obywatelska niewiele ryzykuje wciągając Michała Kołodziejczaka na listy, bo każdy wyborca „będzie czuł, że to chłodna kalkulacja”. – W ten sposób Donald Tusk może załatwić dodatkowe 20-30 tys. głosów, które zawsze są bezcenne – tłumaczy.
I zwraca uwagę, że moment ogłoszenia nie jest przypadkowy.
– PiS od kilku dni celebruje codziennie temat referendum i chce, by ta rozgrywka o władzę właśnie odbyła się w formule referendalnej, przy pytaniach dotyczących kilku wątków. Najbliższe dwa dni PiS chciał zdominować tym tematem. Z kolei PO chciało odwrócić od tego uwagę i skupić się na swoich spektakularnych ruchach – dodaje.
źródło: wp.pl