Abp Hoser kontra rzeczywistość medyczna, czyli jak działa tabletka „dzień po”
Pigułka „dzień po” jest skrajną postacią antykoncepcji, ma mechanizm poronny i głęboko modyfikuje fizjologię człowieka – tak uważa abp Henryk Hoser. A jak w rzeczywistości działa tabletka, która poruszyła nie tylko środowiska konserwatywne, ale także obrońców praw kobiet? Zapytaliśmy lekarza ginekologa.
– Główny mechanizm działania tabletki „dzień po”, czyli tabletki antykoncepcyjnej, to hamowanie owulacji. W związku z tym, jeśli taki środek przyjmie się przed jajeczkowaniem, efektem będzie powstrzymanie tego procesu. Natomiast jeżeli przyjmie się ją już po owulacji, tabletka zaburzy prawidłowe dojrzewanie endometrium, co oznacza przeszkodę w zagnieżdżeniu się zarodka w macicy. Zatem tabletka „dzień po” ma działanie antyimplantacyjne – tłumaczy Wirtualnej Polsce lekarz ginekolog dr Barbara Grzechocińska.
Ważną informacją jest także fakt, że tabletka typu „po” nie zadziała wówczas, gdy kobieta jest już w ciąży, czyli w momencie zagnieżdżenia się zarodka w macicy. – Zatem nie działa na zasadzie mechanizmu poronnego. W tabletce jest progesteron, który nie powoduje takich skutków. Wszystkie dostępne lekarstwa hormonalne czy antykoncepcyjne nie mają działania teratogennego, czyli toksycznego działania na zarodek lub płód. Gdyby takie działanie miały, nie byłyby dopuszczone do użycia – tłumaczy ginekolog. Dodatkowo, kiedy taki środek zostanie przyjęty zbyt późno, nie tylko nie zadziała poronnie, ale wręcz przeciwnie – przyczyni się do podtrzymania ciąży.
„Skrajna” czy całkiem normalna?
Abp Hoser pytany w minioną środę w RMF FM, czy pigułka „dzień po” powinna być na receptę, czy nie, odpowiedział: – Oczywiście na receptę, bo to jest hormon. Wszystkie hormony, oprócz właśnie tych, sprzedaje się na receptę, dlatego że bardzo głęboko modyfikują fizjologię człowieka – mówił biskup warszawsko-praski. Twierdzenie to także zweryfikowaliśmy ze specjalistą.
– To nieprawda. Taka tabletka nie ma długotrwałego działania. Owszem, jej przyjęcie może opóźnić pierwsze wystąpienie miesiączki, ale działanie środka szybko się kończy. Zatem gospodarka hormonalna wraca do normy przy kolejnym cyklu – mówi Wirtualnej Polsce dr Grzechocińska.
Wydaje się także, że arcybiskup Hoser nietrafnie ocenił tabletki „dzień po”, określając je jako „skrajną postać antykoncepcji”. Z takim opisem środka nie zgadza się dr Grzechocińska. – Nie możemy użyć słowa „skrajna”. Jest to po prostu antykoncepcja doraźna, która jest stosowana w konkretnych sytuacjach i nie może być przyjmowana jako antykoncepcja regularna – tłumaczy.
Powrót do przeszłości
Antykoncepcja awaryjna to wyścig z czasem. By zadziałała, trzeba ją zastosować zanim dojdzie do procesu owulacji. Kobieta ma na to od jednego do maksymalnie trzech dni. Często zaważyć mogą nawet godziny. Dlatego, by skrócić czas oczekiwania, tabletkę „dzień po” zdjęto z listy leków na receptę. Od tamtej pory każda kobieta powyżej 15. roku życia mogła kupić ellaOne bez polecenia lekarza.
Z tego pomysłu wycofał się obecny rząd, który 14 lutego 2017 roku przyjął projekt zmian dotyczących sprzedaży antykoncepcji awaryjnej. EllaOne znów ma być sprzedawana wyłącznie na receptę.
„Wydawanie leku na receptę to procedura, która ma na celu zapewnienie pacjentom maksymalnego bezpieczeństwa farmakoterapii. Tymczasem obecnie już bardzo młode osoby (nawet po 15. roku życia) mogą bez kontroli lekarskiej kupić i stosować ten środek” – tłumaczyło wówczas Ministerstwo Zdrowia.
źródło: wp.pl