PiS nieoczekiwanie odsłoniło finansowe karty. „Wypadają trupy”
Ministerstwo Finansów do wyborów nie chwaliło się budżetem naszego kraju. Po niedzieli nagle opublikowało dane za sierpień i wrzesień. Stan naszych finansów jest napięty, ale przyszły rok ma być jeszcze większym wyzwaniem. – Wypadają trupy. Widzimy problem z podatkiem CIT i VAT – słyszymy od ekonomistów.Ministerstwo Finansów zaskoczyło. Przez miesiąc nie chciało opublikować danych budżetowych za sierpień. Zrobiło to dopiero we wtorek po wyborach parlamentarnych. Dzień później pojawiła się kolejna odsłona – spłynął budżet na wrzesień.
Jak wygląda stan finansów państwa? Sytuacja jest znacznie gorsza niż w 2015 r., kiedy to Zjednoczona Prawica zabrała władzę z rąk PO-PSL.
Stan finansów państwa po PiS. Są najnowsze dane
Przejdźmy najpierw przez suche liczby. Szacunkowy deficyt budżetu państwa w okresie od stycznia do września tego roku wyniósł 34,69 mld zł. W samym tylko wrześniu przyrosło go aż o 18 mld zł, co w ostatnich latach się nie zdarzało.
„Tak znaczny wzrost deficytu jest nietypowy w porównaniu z ubiegłymi latami – we wrześniu zmiana wyniku budżetu zwykle była bliska zera” – tłumaczą ekonomiści Santander Bank Polska. Co takiego się więc wydarzyło, że nagle w zeszłym miesiącu zrobiła się nam aż taka wyrwa? Specjaliści Santandera wymieniają dwa czynniki:
słabe dochody z CIT, które znalazły się na najniższym poziomie od czerwca 2010 r. (210 mln zł, choć zwykle we wrześniu oscylują w okolicy 3 mld zł);
niecodzienne zachowanie w pozostałych wydatkach (nieuwzględniane w depeszy resortu finansów), które wyniosły ponad 44 mld zł wobec ok. 20 mld zł zwykle w tym miesiącu.
„To głównie efekt wypłaty 14. emerytury” – twierdzą. Trzeba nadmienić, że w poprzednich latach to świadczenie było finansowane z Funduszu Solidarnościowego, którego budżet państwa nie obejmuje, co sztucznie zaniżało dziurę budżetową.Niepokojąco wygląda szczególnie załamanie w podatku CIT. Ekonomiści PKO BP uważają, że te dane są bardzo zmienne, ale tendencja jest jasna – dynamika wpływów od firm spada i będzie to wyzwanie dla nowego rządu. „Znacząca skala spadku wynika w pewnej mierze z naturalnej wahliwości tych danych. W ujęciu ostatnich 12 miesięcy obserwujemy jednak systematyczne hamowanie dynamiki CIT (we wrześniu +4,9 proc. rok do roku) po okresie szybkich wzrostów, co wiąże się ze zmniejszeniem rentowności firm wobec rekordowych poziomów w poprzednich latach. Gorsze wyniki firm najpewniej będą dalej ograniczać dochody z tytułu tego podatku” – wyjaśniają.
Problemy z VAT
W rozmowie z money.pl dr Sławomir Dudek, wieloletni pracownik MF, a obecnie prezes Instytutu Finansów Publicznych (IFP), przekonuje, że dane za sierpień i wrzesień potwierdzają, że luka VAT, czyli różnica między tym, ile powinno wpłynąć tego podatku do kasy państwa a ile realnie wpłynęło, rośnie. To może potwierdzać jego słowa z wywiadu dla money.pl sprzed wyborów.
– We wrześniu VAT zwiększył się jedynie o 1,7 mld zł (w sierpniu było podobnie, wzrost wyniósł 1,9 mld zł), podczas gdy samo przywrócenie stawek na prąd, gaz i paliwa powinno dać przyrost 2,2 mld zł miesięcznie, a inflacja dodatkowo ok. 2 mld zł miesięcznie. Czyli w sierpniu i wrześniu luka VAT wyniosła ok. 4 mld zł, a w całym roku w ostrożnym szacunku wrośnie do 32 mld zł. W pesymistycznym do nawet 40 mld zł – wylicza ekonomista.Jego zdaniem „nierealne jest również wykonanie ustawy budżetowej w tym roku, która była przecież nowelizowana”.
– Aby zrealizować dochody z VAT zapisane w ustawie budżetowej, to w czwartym kwartale tego roku dochody musiałyby wzrosnąć o ponad 51 proc. rok do roku. Musiałby się wydarzyć „podatkowy cud nad Wisłą”. Ubytek VAT w budżecie 2023 r. to ok. 25 mld zł – przewiduje Dudek.
„Ogromne zgniłe jajo dla przyszłego rządu”
Ale to nie koniec. Rząd obniżył także dochody z VAT w nowelizacji oraz w projekcie ustawy budżetowej na kolejny rok. Według Dudka „nawet ta prognoza nie jest już realna”.
– Aby wykonać nawet bieżącą prognozę resortu, w czwartym kwartale VAT musiałby wzrosnąć o prawie 30 proc. Podobnie jest w innych dochodach. Łącznie dochody podatkowe w czwartym kwartale muszą wrosnąć o 50 proc., podczas gdy w okresie styczeń-wrzesień wrosły zaledwie o 4,2 proc. W PIT konieczny byłby przyrost aż o 160 proc. Łączny brak dochodów może wynieść nawet 50 mld zł – szacuje.Jak podkreśla, stan finansów naszego kraju to „ogromne zgniłe jajo dla przyszłego rządu”. – Nie wygląda to dobrze. Pilnie potrzeba zrobić dokładny audyt stanu finansów publicznych. Mamy „kota w worku”. Z worka wypadają już trupy. Ale co jeszcze wypadnie? Po stronie wydatkowej widzimy ogromny wzrost kosztów obsługi długu – dodaje szef IFP.
Rzeczywiście, od trzech miesięcy 12-miesięczna suma kosztów obsługi długu Skarbu Państwa wynosi ok. 50 mld zł, czyli 1,5 proc. PKB, co jest najwyższym poziomem od 2019 r. Ministerstwo Finansów spodziewa się dojścia do poziomu nawet powyżej 2 proc. PKB w najbliższym czasie, co oznaczałoby powrót do trudnych lat pokryzysowych z okresu 2007-2015.
Co dalej?
W tym miejscu należy zadać pytanie, co nas czeka w przyszłym roku. Koalicja Obywatelska zdaje się dostrzegać problem rosnącego długu i ma na niego jakiś plan.- Wiemy, że rosnące koszty obsługi długu to problem nie tylko polskiej gospodarki. W przyszłym roku zgodnie z budżetem tylko na obsługę papierów (skarbowych – przyp. red.) wydamy prawie 70 mld zł. Wiemy, że sam poziom długu w Polsce jeszcze przez długi czas będzie na wysokim poziomie. To, co możemy zrobić, to aktywnie sprawiać, żeby 'yieldy' (poziom opocentowania – przyp.red.) polskich papierów były po prostu niższe – przekonywał współtwórca programu PO i doradca Donalda Tuska Andrzej Domański, w trakcie wystąpienia na CFA Society Poland Annual Conference.
Koszty obsługi długu to jedno. Są one bezpośrednio związane z tym, ile zadłużenia przyrasta w Polsce, a ma być go coraz więcej. Eksperci PKO BP przewidują, że relacja długu publicznego do PKB w 2024 r. wzrośnie skokowo o prawie 5 pp do 53,3 proc. PKB. I to „pomimo braku istotnego wzrostu deficytu”. Wszystko przez wydatki wojskowe, które muszą być księgowane w momencie zaciągnięcia zobowiązania.
Co więcej, rząd przewiduje, że dług wzrośnie do 58 proc. do 2027 r. Przestrzeń na błąd jest więc minimalna. – Finanse publiczne może nie są w ruinie. Ale mamy poważnie naruszaną ich konstrukcję, a przed nami mogą pojawić się kolejne wstrząsy. Sytuacja jest jak po trzęsieniu ziemi – jeden zły ruch i może się wszystko zawalić, zasypując ratowników. Dlatego przyszły rząd musi dokładnie zbadać sytuację, aby odpowiednio dostosować działania i wdrażanie nowych rozwiązań. Trzeba uniknąć pochopnych ruchów. Potrzebujemy doświadczonych ratowników – podsumowuje dr Sławomir Dudek.
Zgadza się z nim Michał Stajniak, wicedyrektor Działu Analiz XTB. Analityk, przyglądając się danym finansowym za sierpień, jest zdania, że stan wykonania budżetu „wygląda fatalnie”.
– Wynik jest najgorszy od lat, a do końca roku ta sytuacja ulegnie prawdopodobnie pogorszeniu, dlatego kluczowe z perspektywy gospodarki i złotego jest dokonanie jak najszybszego przeglądu stanu finansów państwa – przestrzega.
źródło: money.pl