Politechniki chcą kształcić lekarzy. Prof. Podbielska: nie mamy zawodu lekarz inżynier
– Jeśli szkoła wyższa potrafi zapewnić kadrę i dostęp do szpitali szkoleniowych, dysponuje zapleczem dydaktycznym i badawczym, ma wykwalifikowane zespoły administracyjne, to jest dobra przesłanka do rozpoczęcia kształcenia na kierunku lekarskim – mówi prof. Halina Podbielska z Katedry Inżynierii Biomedycznej Politechniki Wrocławskiej.System kształcenia kadr medycznych nie nadąża za rozwojem technologii
Działa Pani Profesor naukowo na styku inżynierii biomedycznej i medycyny. Jakie znaczenie mają osiągnięcia inżynierii biomedycznej dla szeroko pojętej diagnostyki i leczenia?
Prof. dr hab. inż. lek. Halina Podbielska, przewodnicząca Rady Dyscypliny Naukowej Inżynieria Biomedyczna na Politechnice Wrocławskiej: Osiągnięcia inżynierii biomedycznej mają coraz większe znaczenie w medycynie. Coraz częściej mówimy o medycynie 3P, ukierunkowanej na predykcję, prewencję i spersonalizowane podejście do pacjenta.
Przez predykcję rozumiemy przewidywanie tego, jak dana choroba może się rozwinąć lub czy może wystąpić. Nowoczesne technologie pozwalają nam m.in. badać zmiany na poziomie komórkowym w celu wykrycia np. lekooporności. Z osiągnięć inżynierii korzystamy, wykonując diagnostykę na poziomie molekularnym czy w diagnostyce genetycznej.
Jednym z najbardziej spektakularnych przykładów tego, jak technologia zmieniła rozwój medycyny, jest wynalazek Wilhelma Röntgena, który poszukując promieniowania o krótszych falach niż ultrafiolet, odkrył przenikające przez tkanki promieniowanie X. Nowoczesna diagnostyka – tomografia komputerowa, radiologia etc. – nie rozwinęłyby się bez nowych technologii.
Kiedyś lekarze uczyli się technik operacyjnych na zwłokach, dziś mają do dyspozycji także rzeczywistość wirtualną. Lekarz dysponujący dokładną diagnostyką obrazową, np. głowy pacjenta, przed przystąpieniem do operacji może przeprowadzić ją wirtualnie w technologii 3D. Wie, że są tam struktury mózgu, których uszkodzenie grozi np. utratą mowy albo zagraża życiu pacjenta.
Dzięki technologii można tę operację przeprowadzić w najbardziej bezpieczny sposób. Technologie mają bardzo duży wpływ na to, jak pacjent jest leczony. Zależy nam na tym, aby zacząć wykorzystywać je także w prewencji. Leczenie jest drogie, prewencja – tańsza.
Współczesne szpitale coraz częściej naszpikowane są nowoczesną aparaturą. Czy nasz system kształcenia kadr medycznych nadąża za potrzebami związanymi z rozwojem technologii w medycynie? Rozwój technologii tak przyspieszył, że rzadko który system tradycyjnej medycyny nadąża za nim w swoich założeniach kształcenia. Jest to problem globalny. Medycyna będzie coraz bardziej technologicznie zaawanasowana.
W Stanach Zjednoczonych oferuje się już studia, które kończą się uzyskaniem stopnia Physician Engineer, czyli lekarza inżyniera. To nie są studia masowe, ale dla najbardziej uzdolnionych, którzy chcą w ten sposób realizować się zawodowo. Są one do tego bardzo drogie. Dlatego w Europie dąży się raczej do tego, żeby wprowadzać na kierunkach lekarskich przedmioty z zakresu nowych technologii.
Co stoi na przeszkodzie, aby zaadaptować model amerykański? Czy tylko pieniądze są barierą?
Z jednej strony pieniądze, z drugiej – machiny urzędnicze. Nie mówię, że taki model kształcenia byłby niemożliwy. Sądzę, że moglibyśmy realizować go np. na Politechnice Wrocławskiej.
Wymagałoby to jednak wielu zmian legislacyjnych. Mamy wypracowane standardy, ale jak już usłyszeliśmy podczas Forum Rynku Zdrowia, wkrótce będą się one zmieniać – właśnie pod kątem położenia większego nacisku na technologie i rozwój kompetencji miękkich. To wszystko będzie wymagało czasu.
Nie mamy obecnie takiego zawodu, jak lekarz inżynier. Wyjątkiem są osoby, które są jednocześnie inżynierami i ukończyły medycynę. Mamy absolwentów Politechniki, którzy są aktywnymi lekarzami, a do tego rozwijają się naukowo, wykorzystując swoją wiedzę z zakresu technologii.
Należałoby zatem uzupełnić kształcenie lekarzy o zagadnienia dotyczące nowych technologii?Nie możemy kształcić lekarzy, którzy nie będą mieli wiedzy o nowych technologiach. Musi się ona znaleźć w programach kształcenia i w tej chwili już bardzo wiele uniwersytetów na świecie to rozumie. W Polsce mamy bardzo dobrze rozwinięte kształcenie w zakresie inżynierii biomedycznej.
Absolwenci tego kierunku są inżynierami, którzy dobrze rozumieją lekarzy, ale to nie zastąpi podstawowego wykształcenia lekarza w zakresie nowych technologii. Dobrym rozwiązaniem byłoby tworzenie kierunków lekarskich, które spełniałyby obecne standardy, ale oferowałyby jednocześnie coś więcej niż tradycyjne kształcenie. Mogą je tworzyć uniwersytety medyczne, ale muszą to robić we współpracy z inżynierami naukowcami.
Brakuje lekarzy, a nie potrafimy wykorzystać w ochronie zdrowia inżynierów biomedycznych
Czy Ministerstwo Zdrowia powinno formalnie uregulować kwestię zatrudniania inżynierów biomedycznych w placówkach ochrony zdrowia?Tak, jako Polskie Towarzystwo Inżynierii Biomedycznej bardzo już długo prowadzimy na ten temat rozmowy z kolejnymi przedstawicielami resortu zdrowia. Brakuje nam lekarzy, a my promujemy rocznie w Polsce kilkuset inżynierów biomedycznych. Są to osoby, które bardzo dużo już umieją z obszaru medycyny i odbywają praktyki w szpitalach, a nadal nie potrafimy ich wykorzystać w ochronie zdrowia.
W USA inżynier wykonuje np. badanie USG, a lekarzowi daje tylko wynik. W Polsce, aby absolwent inżynierii biomedycznej mógł wykonywać zawód np. perfuzjonisty w klinice, musi ukończyć specjalny kurs medyczny, podczas którego ma m.in. zajęcia z anatomii, których zakres pokrywa się z tym, co miał na studiach.
Owszem, wymagajmy od niego zdania egzaminu specjalistycznego, bo to jednak praca w ochronie zdrowia, ale nie powtarzania tego, co miał już na studiach. Nasz system nie dopuszcza w zasadzie myśli, że inżynier biomedyczny po dobrych studiach na politechnice mógłby od razu pójść do pracy w klinice i zdawać egzaminy kwalifikacyjne.
Wspomniała pani o Medycynie 3P. Co należy rozumieć przez tę koncepcję?
3P to z języka angielskiego Preventive, Predictive, Personalized, czyli medycyna oparta na prewencji, predykcji i spersonalizowanym podejściu do pacjenta. Wdrożenie tak idealnego modelu w szpitalu czy klinice oczywiście jest bardzo drogie. Wymaga odpowiedniego zespołu specjalistów, w skład którego wchodziliby lekarze, ale także pielęgniarki, diagności laboratoryjni, inżynierowie i do tego wszyscy muszą być do tej koncepcji przekonani. Tak, aby leczenie było po pierwsze – najbardziej skuteczne, po drugie – optymalne. W medycynie 3P czynnik ekonomiczny odgrywa istotną rolę. Chodzi także o to, aby nie wydawać dużych pieniędzy na bardzo drogą diagnostykę, jeśli wystarczy np. poprawnie wykonane badanie USG.Mówi Pani, że terapia musi być dostosowana do potrzeb konkretnego pacjenta. Czy to już się dzieje?
Tak. Najdobitniej zobaczymy to, jeśli przyjrzymy się rynkowi usług stomatologicznych. Dentysta traktuje nas bardzo indywidualnie. Dobiera przecież konkretną metodę leczenia do zęba, może dobrać kolor wypełnienia. Nie wspominając już o implantach, gdzie dobiera materiał, kształt, kolor implantu do indywidualnych potrzeb pacjenta.
Tak samo powinno to wyglądać także w przypadku endoprotezoplastyki. Dzięki coraz bardziej zaawansowanym technologiom druku trójwymiarowego możemy wyprodukować najlepiej dopasowaną do pacjenta protezę np. stawu biodrowego. Szczególnie wyraźnie jest to widoczne w stomatologii, fizjoterapii czy medycynie estetycznej.
Jakie tematy badawcze z zakresu Medycyny 3P realizuje Politechnika Wrocławska?
Przygotowujemy się do otwarcia nowego kierunku studiów. Kierunku lekarskiego na powstającym Wydziale Medycznym. Przeprowadziliśmy pewnego rodzaju inwentaryzację projektów, które realizujemy wspólnie z lekarzami czy świadczeniodawcami usług medycznych i muszę przyznać, że jest ich bardzo dużo.
Jednym z takich projektów było opracowanie celowanych nośników leków, które pozwalają preparatom dotrzeć do konkretnych komórek, czyli np. nowotworowych. Można w ten sposób produkować leki wykorzystywane w chemioterapii, które nie działałyby kardiotoksycznie. Takie pomysły przyczyniły się nawet do powstania firmy, która działa na rynku, stale się rozwijając, a wszystko zostało zapoczątkowane badaniami nad strukturą błon liposomalnych.
Na zlecenie Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego badaliśmy też szkła kontaktowe uwalniające leki. Mamy też grupy badawcze, które zajmują się rzeczywistością wirtualną w zakresie planowania operacji neurologicznych czy trójwymiarowym drukiem w zakresie drukowania protez i implantów na zamówienie.
Są też grupy pracujące nad analizą komputerową sposobu poruszania się pacjenta pod kątem ryzyka zachorowania na chorobę Parkinsona czy reakcji źrenicy na światło pod kątem wczesnej diagnostyki choroby Alzheimera.
Kierunek lekarski na Politechnice. „Chcemy wykorzystać zaplecze, którym dysponujemy”
Jest Pani Profesor autorką programów zajęć z anatomii, biofotoniki, propedeutyki nauk medycznych, medycyny fizykalnej i rehabilitacji na kierunku Inżynieria Biomedyczna. Jaki będzie Pani wkład w tworzenie programów na kierunku lekarskim, do którego otwarcia przymierza się Politechnika?
Jestem w zespole, który zajmuje się opracowaniem planów i programów kształcenia na kierunku lekarskim. Wzięłam na siebie obowiązek koordynowania przedmiotów z grupy A, są to: anatomia, histologia, cytofizjologia i embriologia. Nie oznacza to, że będę je wszystkie wykładać, ale kompletuję zespół osób, który się tym zajmie.
Staram się kłaść nacisk na to, aby zdobywana wiedza miała przełożenie na kwestie kliniczne. W przypadku anatomii oprócz klasycznych wykładów, ćwiczeń i zajęć w prosektorium, chcemy wykorzystać zaplecze, którym dysponujemy, jak symulatory, nowoczesne programy komputerowe, a także dostęp do przypadków klinicznych. A w przypadku histologii mamy np. znakomite pracownie mikroskopowe.
Będą też oczywiście zajęcia przy łóżku pacjenta, żeby nauka np. anatomii nie była oderwana od kliniki. Współpraca z lekarzami w tym zakresie układa się znakomicie. Mamy bardzo dużo chętnych, którzy wezmą do siebie grupy studentów na oddział, a prowadzą bardzo konkretne specjalizacje – od kardiologii, neurologii, przez ortopedię etc.Trwa dyskusja nad zmianą systemu kształcenia medyków. Kolejne szkoły wyższe chcą kształcić lekarzy. Czy nie ma obaw, że będzie to wykształcenie niekompletne?
Osobiście nie mam takich obaw, bo wierzę, że jak ktoś się za coś na poważnie zabiera, to na pewno też zależy mu na jakości. Nie ma mowy o demonizowanym wykształceniu niekompletnym. Mamy standardy nauczania, Polską Komisję Akredytacyjną, więc bardzo dobre mechanizmy kontroli.
Proszę popatrzeć np. na spokrewnione zawody. Mamy w Polsce bardzo dobrych fizjoterapeutów i kosmetologów, którzy studiowali w bardzo różnych placówkach: uniwersytetach medycznych, akademiach wychowania fizycznego czy w zawodowych szkołach wyższych, ale uczyli się według wymagań stawianych ich zawodom.
Podobała mi się podczas Forum Rynku Zdrowia wypowiedź Jego Magnificencji Rektora Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego prof. Zbigniewa Gacionga na temat szpitali szkoleniowych. Jeśli więc jakaś szkoła wyższa potrafi zapewnić kadrę i dostęp do szpitali szkoleniowych, dysponuje zapleczem dydaktycznym i badawczym i ma wykwalifikowane i pomocne zespoły administracyjne, to na pewno jest dobra przesłanka do rozpoczęcia kształcenia na kierunku lekarskim.
źródło: rynek zdrowia.pl